×

Zapewne miałeś nieraz okazję doświadczyć stanu, w którym praca była czystą przyjemnością.

Płynęła wartko, lekko. Pochłonęła cię bez reszty niczym dobra książka, do tego stopnia, że nie czułeś głodu, upływu czasu, ani zmęczenia. Dzień pracy minął niczym kwadrans, a Ty chciałeś jeszcze! Byłeś maksymalnie produktywny, ale nie prowadziło to do wyczerpania. Wręcz przeciwnie, energia zdawała się cię nie opuszczać, jakbyś ładował się w miarę produktywnej pracy. Podobno dzieci w czasie snu nie śpią tylko się „ładują” ;) Tak samo jest wtedy, gdy doświadczasz „flow”.

Słowo „flow” z angielskiego oznacza przepływ. Mi ten stan najbardziej kojarzy się z wartkim strumieniem, który płynie nieprzerwanie, z lekkością, zainteresowany tylko tym, co tu i teraz.

„Złapać flow” to marzenie każdego twórcy. Z nim pisanie książki idzie gładko, a wszystko, co wyjdzie spod pióra, a raczej zostanie wystukane na klawiaturze, wydaję się być zaskakująco trafne, rzutkie i po prostu… dobre! Przechodzi bez poprawek i posuwa całą pracę nad książką naprzód. Za flow tęsknią artyści, choć częśniej powiedzą, że brakuje im „weny”. Na flow czekają również pracownicy korporacji, licząc, że sprawy zaczną im się palić w rękach, a „taczki” będą jakby lżejsze. Sensu też będzie jakby więcej. A czas pracy zleci zdecydowanie szybciej niż zwykle.

Pytanie jednak brzmi, czy na „flow” trzeba czekać, czy też „flow” da się zrobić?

Czy taki stan można wzbudzić?

Czy w każdej pracy sprawdzi się tak samo?

Czy trzeba kochać swoją pracę, aby doświadczać flow?

Jeśli te pytania brzmią dla ciebie ciekawie, to pod spodem znajdziejsz równie ciekawe odpowiedzi.

Z pytaniem, czy na flow trzeba czekać, jest trochę tak jak z pytaniem, czy warto czekać, aż nasze cele staną się rzeczywistością. Cóż, jeśli chcesz czekać, możesz czekać długo. Mało tego, możesz się nie doczekać. 

Cele się osiąga, marzenia się spełnia, a flow się tworzy.

Jak?

Oto kilka składników niezbędnych, by osiągnąć ten stan.

Po pierwsze uspokój umysł. 


Rozbiegane myśli, dzwoniące telefony, wibrujące powiadomienia, niepodjęte decyzje, niezałatwione sprawy, zmartwienia, przeszłość, przyszłość – to wszystko stoi na drodze do twojego flow.

Wyobraź sobie taflę jeziora w bezwietrzny dzień. Spokój. Słońce leniwie przeglądające się w lustrze wody. Otulające ciepełko, w piękne, wrześniowe popołudnie. Przyjemną ciszę, którą mącą jedynie odgłosy natury – śpiew ptaków, szum trzciny, ale i tak słyszysz je jakby przez szybę. Nikt nic od ciebie nie chce, nic nie dzwoni. Jeśli masz jakieś zmartwienia, w tej chwili nie zaprzątają one twojej głowy. Jesteś. Tu i teraz. Rozluźniony, spokojny. Twój umysł jest zrelaksowany, masz w nim przestrzeń. Możesz ją zapełnić czymkolwiek chcesz. 

Tu zaczyna się flow.


Czy jest ono możliwe na open space w międzynarodowej korporacji? Jest.

Czy możesz go doświadczać, gdy pracujesz nad rozliczeniem faktur, a nie nad nową powieścią kryminalną? Absolutnie tak.

Czy musisz kochać rozliczanie faktur? Nie! :)

Kluczem do spokojnego umysłu jest oczyszczenie go ze śmieci, terminów, spraw, które trzymasz w głowie.

Głowa to najgorsze miejsce, w której możesz trzymać wszystkie swoje zadania, plany, pomysły i decyzje do podjęcia. To dlatego czujesz się psychicznie zmęczony, przygnieciony nadmiarem zadań. Nie wiesz od czego zacząć. Nie potrafisz się skupić. Trudno ci zebrać myśli. Być może naszym dziadkom planer, kalendarz, czy aplikacja do zarzadzania zadaniami do niczego nie byłyby potrzebne, ale wątpie też, aby ich życie było tak wielowątkowe i dynamiczne jak nasze. Nowa rzeczywistość wymaga nowych narzędzi. Dlatego zorganizuj sobie zewnętrzyny system, który będzie pamiętał za ciebie. Przerzuć do niego wszystko, co kłębi się w twoje głowie. Oczyść ją i wykorzystaj wolną przestrzeń, na myślenie o tym, co robisz w tym momencie. Jeśli chcesz się nauczyć ode mnie jak stworzyć taki system zajrzyj tu. 

Na potrzeby tego artykułu i chęci skupienia się tu i teraz wystarczy, jak weźmiesz do ręki kartkę papieru i przelejesz na nią wszystko, o czym w tym momencie intensywnie myślisz lub starasz się nie zapomnieć. Jeśli miałeś się właśnie czymś martwić, zapisz to – pomartwisz się później. 

Kiedy już to zrobisz, wycisz telefon, zamknij się w sali konferencyjnej lub pokoju, a jeśli nie masz jak się schować, załóż słuchawki na uszy. Ja mam takie z funkcją wyciszenia otoczenia. Często zakładam je w miejscach, o których nigdy nie powiedzielibyśmy, że są ciche i spokojne. Nie włączam muzyki, mi osobiście przeszkadza w skupieniu, ale śmieje się, że „włączam ciszę”. Dobre słuchawki pozwalają mieć swój niewidzialny pokój na zawolanie, dokładnie wtedy, gdy najbardziej go potrzebujesz – prawie jak w Harrym Potterze ;) Znam jednak osoby, które stan maksymalnego skupienia osiągają nie dzięki ciszy, ale właśnie dzięki muzyce. Jeśli zawsze słuchasz tych samych piosenek, to w końcu zaczynają ci się kojarzyć z pracą. Stają się niejako sygnałem do wejścia w stan skupienia, w tryb pracy. Każdy z nas słyszał o playlistach do fitnessu, czy biegania, jeśli muzyka pomaga ci w koncentracji, może warto stworzyć specjalną playlistę do pracy?

No dobrze. Mamy już ciszę lub muzykę, która sprzyja pracy. Papier się martwi za nas, więc mamy też czysty umysł. Czas na skupienie.

Znam dwa najskuteczniejsze sposoby na oczyszczenie umysłu i wejście w stan skupienia. Szczerze mówiąc oba brzmią dość niedorzecznie, ale naprawdę działają.

Pierwsze poznałam na kursie szybkiego czytania i technik pamięciowych. Polega ono na wpatrywaniu się przez minutę w narysowaną, czarną kropkę… Wierz mi, wiem jak to brzmi. Zamiast kropki może to być równie dobrze twój długopis, obrączka, czy cokolwiek innego. Ważne, abyś przez minutę nie myślał o niczym innym. Tyko o tej rzeczy. Przeganiał wszystkie napływające, a raczej napierające myśli i wracał do czarnej kropki niczym kultowa „wańka wstańka”. Spróbuj, przekonasz się, że to wcale niełatwe, ale gdy wytrwasz do końca okaże się, że nie myślisz o niczym. I właśnie o taki stan nam chodzi. Jeśli doświadczyłeś choć raz medytacji, to mechanizm złapiesz w lot. Chcesz wypróbować? Pobierz kropkę tutaj.

Druga metoda jest jeszcze mniej kreatywna i odkryłam ją na pierwszym roku studiów, kiedy miałam się uczyć do egzaminów, a całe mieszkanie, wraz z oknami już lśniło czystością ;) Wtedy z pomocą przychodziła mi pewna gra. Nazywa się Saper. Kto urodził sie w latach 80, wie o czym mówię. Gdy do Polski zawitały pierwsze komputery z systemem operacyjnym Windows, wszystkie miały wbudowane dwie gry: Pasjansa i Sapera. Ja lubiłam Sapera, bo jeśli nie chciałam trafić na bombę, musiałam się maksymalnie skoncentrować, skupić tylko na grze i włączyć logiczne myślenie. To automatycznie sprawiało, że nie myślałam o niczym innym i to był mój krok do budowania koncentracji. Najpierw na grze, potem na nauce. Gdy przesiadłam się na Mac’a myślałam, że utracę Sapera bezpowrotnie. Jednak któregoś dnia odkryłam, że gra ma swoją wersję online. Sprawdź sam (link).

Jeśli żadna z powyższych metod cię nie przekonuje, to spróbuj 5-minutowych medytacji lub ćwiczeń na uważność, których pełno w sieci. Wszystko, co sprowadzi cię do „tu i teraz” się nada.

Drugim krokiem do flow jest działanie. 


Kiedy miałam 5 lat udzieliłam mojej mamie pewnej rady. Żadna z nas nie przypuszczała wówczas, że odkryłam właśnie – jak wielu przede mną i po mnie – świętego Grala motywacji. Kiedy w pewien sobotni poranek, jak co tydzień zabierałyśmy się za porządki, mojej mamie wyrwało się nagle: „Ależ mi się nie chce sprzątać!”, na co jej rezolutna córka odpowiedziała: „Mamo, zacznij, to Ci się zachce!”. 

Dopiero wiele lat później zrozumiałam, że to serio prawda i każde działania zaczyna się od przełamania niechęci, by zrobić ten pierwszy krok. Z zadaniami jest trochę tak jak chipsami lub folią bąbelkową. Jak już zaczniemy chrupać i strzelać, trudno przestać. To po prostu wciąga. Podobnie jest z każdym zajęciem. Wraz z działaniem idzie bowiem energia i chęć dokończenia zadania. Gdy siadam do kolejnego rodziału książki, zwykle nie mam weny i wcale mi się nie chce pisać. Mówię do siebie wtedy: „Ok, napisz tylko 3 zdania i to wszystko na dziś. Trzy zdania i serial na Netflixie”. Jak jednak możesz się domyślić, gdy przebrnę przez pierwsze trzy zdania, wpada Wena – nieco spóźniona ;) i piszę kolejne kilka lub kilkanaście stron. Możesz powiedzieć: „Ok, to pasja sprawia, że ostatecznie łapiesz flow”. Serio? Pomywać szczerze nienawidzę, ale jak sobie obiecam, że pomyję tylko talerze, a resztę zostawię na wieczór, to i tak zawsze kończy się tym, że niepostrzeżenie umyję wszystko. Sprzątanie też nie jest w TOP 10 moich życiowych przyjemności, ale jak już zacznę, nie mogę przestać. Spróbuj. 

Ludzie wiedzieli o tym od dawna, powtarzając: „co z głowy to i z myśli” i śpiewając, że „najtrudniejszy pierwszy krok”. Pamiętaj o tym, gdy następnym razem będziesz czekał na flow.

Zaczniesz to ci się zachce, ale musisz zacząć!